środa, 10 sierpnia 2016

"Joyland" Stephen King

Devin to typowy młody chłopak z głową pełną marzeń i złamanym sercem. Nie potrafi zapomnieć o straconej miłości i oddaje się pracy. Zostaje pracownikiem w lunaparku "Joyland" gdzie robi praktycznie wszystko. Poznaje też historię morderstwa młodej dziewczyny w tunelu strachu. Ale to zabójstwo jest tutaj sprawą poboczną. Jeśli spodziewasz się strachu, napięcia i krwi to dostaniesz tylko troszkę. Ta książka jest klimatyczną historią o życiu, śmierci, miłości i samotności. Główny bohater za sprawą poznanych osób przemienia się z chłopca w mężczyznę. Nie za sprawą pracy i konfrontacji z mordercą, ale za sprawą umierającego Mike' a. Początkowo chroniony przez matkę mały chłopiec zaprzyjaźnia się dużym chłopcem. A wszytko zaczyna się od latawca z twarzą Chrystusa... Nie wierzę, że znajdzie się czytelnik, którego nie poruszy ten wątek. Okazało się, że King jest nie tylko mistrzem horroru, ale także rewelacyjnym gawędziarzem. Czytając tę książkę czujesz dystans i tęsknotę z jaką dorosły już Devin opowiada o młodzieńczej miłości, romansie z starszą kobietą, o dziwnych wakacjach, o ciężkiej pracy i przyjaźni z małym chłopcem, któremu nie będzie dane dorosnąć. Najmocniej uderzył we mnie wątek, gdy Mike bawi się pierwszy i ostatni raz w wesołym miasteczku. Trochę smutku, trochę radości i zabawy, trochę miłości i rozstań.

"Kiedy człowiek ma dwadzieścia jeden lat, życie to mapa drogowa. 
Dopiero w wieku dwudziestu kilku lat zaczyna podejrzewać, 
że przez cały czas patrzył na tę mapę odwróconą dołem do góry, 
a jako czterdziestolatek wie to na pewno. 
Kiedy dobija się sześćdziesiątki, możecie mi wierzyć, 
jest zagubiony jak cholera."

wtorek, 9 sierpnia 2016

"Stan zdumienia" Ann Patchett

Marina jest naukowcem pracującym dla farmakologicznego koncernu Vogel, którego szefem jest Pan Fox, prywatnie jej partner. Kochankowie, których dzieli spora różnica wieku, ukrywają swoje uczucia ze względów zawodowych, ale nie o ich romans tutaj chodzi. Kluczową sprawę odgrywa Anders, naukowiec, mąż i ojciec trojga dzieci. który wyjechał do Amazonii w celu pracy nad nowym lekiem. Niestety nie wrócił, a prowadząca badania lekarka wysłała suchą informację o jego śmierci do Vogla:

"Piszę, by przekazać przykrą wiadomość o doktorze Eckmanie, który zmarł wskutek gorączki nocą dwa dni temu. Wziąwszy pod uwagę nasze położenie, ten deszcz, uciążliwe procedury biurokratyczne państwa (zarówno tego, jak i waszego) oraz ważną rolę, jaką w naszym przedsięwzięciu odgrywa czas, postanowiliśmy pochować go tutaj w zgodzie z jego chrześcijańską tradycją. Muszę panu powiedzieć, że było to niełatwe zadanie. Co się tyczy misji doktora Eckmana, zapewniam pana, że robimy postępy. Zachowam jego nieliczne rzeczy dla żony, ufając, że przekaże jej pan te wieści wraz z moimi wyrazami współczucia. Przetrwamy mimo wszelkich komplikacji.
Annick Swenson”

Po przekazaniu przykrej wiadomości rodzinie Marina postanawia pojechać, bo ustalić szczegóły śmierci Andersa i znaleźć jego ciało. To nie była jej decyzja, ale żony zmarłego, która nie wierzy w jego śmierć i jej partnera, a zarówno pracodawcy - ciężko jej odmówić tym dwóm osobom i podejmuje to trudne wyzwanie. Już przed podróżą ma dość, gdy lek przeciwko malarii powoduje nasilone koszmary, a potem już jest tylko gorzej. Na lotnisku ginie bagaż Mariny, w którym poza ubraniami i kosmetykami jest także telefon. Kobieta nie może skontaktować się z Foxem, ani zmienić ubrania, a zewsząd otaczają jej różnej wielkości owady. Jedne wkłuwają się głęboko pod skórę, inne tną ją niczym żyletka powodując a krwawienie, a jeszcze inne zostawiają wielkie, czerwone górki na ciele. Czytasz książkę i jest ci duszno, brudno i gorąco. Czujesz ten ciężki klimat i świąd skóry spowodowanej ugryzieniami. Barwny język, przemyślana narracja i niesamowity klimat to wielkie atuty tejże książki.

books.google.pl

Ann Patchett to autorka godna polecania, uhonorowana nagrodami i doceniona za granicą. Określana jako sympatyczna, zwykła kobieta. Poza tym, że pisze, jest także właścicielką księgarni! Ja usłyszałam o niej niedawno i skorzystałam z jednej ze Znakowych promocji, aby kupić książkę. To nazwisko na pewno pozostanie w mojej pamięci, jako godne uwagi.

niedziela, 7 sierpnia 2016

"Chata" William P. Young

Normalna rodzina jakich wiele. Ona jest pielęgniarką, on pracuje w domu przy komputerze. Są cudownymi rodzicami. Mack zabiera dzieci na wakacje. Piękne krajobrazy, miło spędzony czas zaburza pewna okropna historia. Dwójka starszych dzieci wywraca się w kajaku, ojciec biegnie im na ratunek, a gdy wraca nie może odnaleźć najmłodszej córki Missy. Działania policji doprowadzają do starej, opuszczonej chaty, w której znajduje się zakrwawiona, czerwona sukienka dziewczynki. Okazało się, że człowiek, który ją porwał zamordował już wcześniej inne dzieci zawsze zostawiając czerwoną biedronkę, z adekwatną do liczby morderstw ilością kropek. Zawsze też ukrywał ciała tak, że nigdy ich nie odnaleziono.

Parę lat później w skrzynce na listy Mack odnajduje list, w którym ktoś podpisujący się jako Tata zaprasza go pamiętnej chaty. Ojciec Macka już dawno nie żyje, więc jedyne skojarzenie, jakie mu przychodzi do głowy to Bóg, do którego jego żona Nan zwraca się właśnie Tato.

Mac wyrusza w podróż, zmagając się z silnym lękiem. Wejście do chaty stanowi nie lada wyczyn dla jego udręczonej duszy. A kiedy już się tam znajduje...

 "Może istnieje nadracjonalność: coś, co wykracza poza normalne definicje faktu albo logikę opartą na danych i ma sens tylko wtedy, jeśli się zobaczy większy obraz rzeczywistości. Może właśnie tam jest miejsce na wiarę."


Wiara, Bóg i jego oblicze to temat kontrowersyjny. Obraz Boga przedstawiony w książce przypadł mi do gustu. Dlaczego? Przeczytajcie. Kto mnie zna od razu zorientuje się w czym tkwi moje pozytywne nastawienie. Bohater książki miał piękny sen, który pomógł mu uporządkować swoje życie, zmierzyć się z emocjami i w najprostszy sposób wybaczyć i kochać. Może istotnie zesłał mu go sam Bóg?

Ogólnie cała opowieść okrzyknięta bestsellerem jest bardzo ciekawą pozycją, ale brakuje w niej emocji. Śmierć dziecka, smutek, strach, wiara. Tematy poważne, smutne i ważne, ale ja jakoś tego nie czułam. Cała książka opiera się na "odczarowaniu" obrazu Boga, przekazaniu sensu wiary i miłości i... wciśnięciu w nasz umysł swoich na ów temat poglądów.

sobota, 6 sierpnia 2016

"Żółte cytrynki" Kajsa Ingemarsson

Piwnica, a w niej młoda dziewczyna obmacywana przez swojego szefa, który wyraźnie dąży do sfinalizowania swych zamiarów. Zwieńczeniem sytuacji jest jednak nie seks, lecz rozbicie jednej z najdroższych butelek wina w prestiżowej restauracji, gdzie Agnes była kierownikiem sali. Dziewczyna na skutek swojego oporu i nieszczęsnej butelki traci pracę. Wraca do domu, zrozpaczona dzwoni do swojego chłopaka, który przez telefon obwieszcza, że z nią zrywa. Dziewczyna chwilowo załamuje się, ale pocieszenie odnajduje w rodzinie i przyjaciółce. Już wkrótce wszystko się odmieni. Po chwilowej, niezbyt obiecującej pracy w obskurnym barze dziewczyna trafia na swojego znajomego, który zatrudnia ją w powstającej dopiero restauracji. Dzięki sugestiom Agnes lokal ma żółte ściany, misy pełne cytryn i nazywa się "Żółte cytrynki"



Uczucia, przyjaźń, miłość, rodzina to motywy przewodnie tej historii z urokliwą restauracją w tle. A do tego trudne wybory i ich konsekwencje, koleje losu i zwyczajne życie zwyczajnej dziewczyny. Wielkim plusem tej historii jest przyjemna, bezpretensjonalna i wciągająca narracja, ale wkurzała mnie przewidywalność. I ta okropna okładka! Ni mniej książkę polecam. Świetne, odprężające czytadło z ogromną dawką optymizmu. Jeśli ktoś lubi książki lekkie i łatwe, to ta jest właśnie dokładnie w tym typie. Szału nie ma.

czwartek, 4 sierpnia 2016

"Cmętarz zwieżąt" Stephen King

Sympatyczna rodzina Creedów przeprowadza się do nowego, urokliwego domu. Już sam początek przeprowadzki zaczyna się koszmarnie. Nie mogą znaleźć kluczy do domu, młodsze dziecko zostaje ugryzione przez osę, Louis i Rachel są wkurzeni i zmęczeni. Z pomocą przychodzi nowo poznany sąsiad Jud Crandall, który będzie im towarzyszył prawie do ostatnich stron tej powieści. Kolejne dni mijają na rozpakowywaniu i aklimatyzacji. Sympatyczny sąsiad ostrzega rodzinę przed niebezpieczną drogą obok ich domu i pokazuje okolicę.

Podczas jednej z wypraw, okazuje się, że za ich domem jest droga prowadząca na leśną polanę, na której znajduje stworzony przez dzieci cmentarz dla zwierząt z małymi nagrobkami okraszonymi imionami psiaków, kotów i świnek morskich. Rachel nie jest zachwycona tym miejscem. Boi się, że wizyta na cmentarzysku może źle wypłynąć na córkę Ellie, co jest punktem zapalnym prowadzącym do kłótni między małżonkami. Już na tym etapie powieści nasunęły mi się dwie refleksje. Pierwsze dotyczyła dzieci i ich uświadamiania odnośnie śmierci. To bardzo trudny temat dla rodziców, z jednej strony nie chcą straszyć dzieci, z drugiej nie mogą zataić prawdy. Śmierć jest częścią życia, mały człowiek musi mieć taką świadomość, ale jak subtelnie i prawidłowo przekazać dziecku tę prawdę życiową?
Drugim tor moich myśli biegł ku pojęciu jakim jest małżeństwo, począwszy od kłótni i złości, skończywszy na zaufaniu i miłości. King często porusza temat małżeństwa, a ja zapisuję najciekawsze cytaty z jego książek na temat związków damsko-męskich. W tej książce jest ich mnóstwo, a najbardziej zastanowił mnie ów fragment:

"Często podejrzewał, że jedną z rzeczy pozwalających im utrzymać małżeństwo w czasach, gdy każdy rok przynosił wieści o rozpadzie związków kolejnych przyjaciół, było poszanowanie tajemnicy, na wpół dostrzeżonej, lecz nigdy nie dopowiedzianej myśli, że w gruncie rzeczy coś takiego jak małżeństwo, związek nie istnieje - każda dusza trwa samotnie, nie poddając się próbom racjonalizacji. To właśnie była tajemnica. I nieważne, jak dobrze zna się swojego partnera, od czasu do czasu każdy natrafia na niespodziewany mur bądź wpada w nieoczekiwaną pułapkę. A czasami (dzięki Bogu nieczęsto) natrafiamy na chwilę absolutnej obcości, coś jak niewidoczna turbulencja, która bez żadnych przyczyn może wstrząsnąć samolotem - przekonanie, przeświadczenie, którego istnienia nigdy się nie podejrzewało, tak osobliwe (przynajmniej dla nas), że wydaje się niemal graniczące z psychozą. A wówczas trzeba stąpać bardzo uważnie, jeśli ceni się swoje małżeństwo i spokój ducha. Należy pamiętać, że gniew z powodu podobnego odkrycia to domena głupców wierzących, iż jeden umysł może naprawdę poznać drugi."

Ale wracając do książki... Louise zaczyna swoją pracę jako lekarz kampusu akademickiego. Spodziewa się gorączki, wszy, drobnych zadrapań, ale bardzo szybko staje się świadkiem okrutnego wypadku i towarzyszem ostatnich minut umierającego studenta. Mimo faktu, iż śmierć nie jest dla niego niczym nowym nawiedzają go dziwne koszmary, chociaż ów największy dopiero przed nim. Wszystko zaczyna się w momencie gdy Rachel i dzieci jadą na święta do jej rodziców, a Louise zostaje w domu sam z kotem sześcioletniej córeczki Winstonem Churchillem.. Zwierzątko zostaje przejechane przez ciężarówkę, a sąsiad i jednocześnie już przyjaciel wpada na pewien pomysł... Wszystko co dzieje się potem jest dziwne, mroczne i złe. Poznajcie Churcha, dzikiego, dziwnego kota...



Na początku byłam rozczarowana, chciałam się bać, bo to ponoć bardzo straszna książka, a tutaj jakaś rodzinna sielanka. Od powrotu kota przewidywałam, że stanie się coś jeszcze gorszego i już wiedziałam jak książka się skończy, jednakże taki rozwój akcji zmroził mnie totalnie. Jestem matką. Czytanie o chorobach i śmierci dzieci zawsze wywołuje we mnie silne emocje. Długo nie mogłam się pozbierać po tej historii. Autor pokazał, że najgorszym koszmarem nie są jakieś dziwne złe istoty, duchy, zjawy i diabły, ale śmierć bliskich.

Poza tym King udowadnia, że poza podsycaniem napięcia i grozy jest także dobrym powieściopisarzem. Wspaniale opisał poszczególne postaci, począwszy od głównego bohatera Lousia, wraz z jego rodziną, poprzez krzepkiego, poczciwego Juda, aż do pewnego siebie, bogatego teścia. Każdy jest inny, charakterystyczny i ciekawy. Jednakże najważniejsza w tej historii jest groza, przekraczająca moją fantazję.

"Nie należy wierzyć, iż istnieją granice grozy, którą zdolny jest przyjąć ludzki umysł. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na to, iż w miarę jak ciemność staje się coraz głębsza, głębia owa zaczyna rosnąć wykładniczo - i choć nie chcemy tego przyznać, to doświadczenie podpowiada nam, iż kiedy koszmar staje się dość czarny, groza zaczyna rodzić grozę, a jedno przypadkowe zło płodzi następne, często rozmyślne złe czyny, póki w końcu wszystkiego nie pochłonie ciemność. Najstraszniejszym zaś pytaniem pozostaje to, ile dokładnie grozy może znieść ludzki umysł i wciąż zachować niezłomną, nieugiętą łączność z rzeczywistością. Trudno ukryć, że podobne wydarzenia mają w sobie coś z absurdu. W pewnym momencie wszystko staje się zabawne. Możliwe, że w tej właśnie chwili nasze zdrowie umysłowe zaczyna albo ratować się przed upadkiem, albo też załamywać i pękać. To moment gdy człowiekowi wraca poczucie humoru."

środa, 3 sierpnia 2016

"Kieszonkowy atlas kobiet" Sylwia Chutnik

Wstrząsająca opowieść o życiu pełnym strachu, marzeń, urojeń i inności. Tłem jest nędzne osiedle pełne pijaczków, odrapane klatki, biedne mieszkania i bazarek. Bohaterkami są kobiety. Skrzywdzone przez los, inne, dziwne. Pierwsza to Czarna Mańka, bazarówa szorująca kibel i buty. Kobieta samotna, zdradzona żona, bezpłodna matka, która jednak rodzi dziecko i wozi je w starym wózku. Pijana, brudna, śmierdząca i wychudzona, słodko przemawiająca do pustki w wózki, budzi lęk i postrach. Wykluczona nawet przez największych wykolejeńców i własną rodzinę wybiera jedyną możliwą drogę. Smutna i ciężka do udźwignięcia opowieść. Powinna być na końcu. Druga historia dotyczy łączniczki Marii, która ciągle żyje w bunkrach, wśród wybuchów bomb, pomimo tego, że w jej kamienicy takie rzeczy nie mają miejsca. Pani Maria chodzi do lekarza, łyka leki, ale samotność, demencja i przeżycia młodości mają większą siłę przebicia. Trzecią bohaterką jest pan Marian. Właśnie tak, on jest nią, on jest najbardziej kobiecy z nich wszystkich. Według mnie najlepsza historia i z jej powodu warto sięgnąć po "Kieszonkowy atlas kobiet". Ostatnia historia mówi nam o Marysi, nietypowej księżniczce wciskającej żelki w szczeliny bankomatów i zamków. Dziewczynce z dobrego domu, która nocą wpada na różne pomysły... A wszystkie mają na imię Maria. O najświętszej Panience Marii też tu przeczytacie.



Autorka otrzymała za tę książkę Paszport Polityki, książka jest powszechnie znana, wielbiona i chwalona, albo krytykowana, dlatego też omijałam ją szerokim łukiem. Ponoć o menelach, ponoć pełna przekleństw, ale znów taka intelektualna. Pomyślałam, że to nie dla mnie. Sławna kobieta, nagradzana pisarka, trudny temat, to już kiedyś było i nazywało się Masłowska, rzuciłam w kąt po kilku stronach. Ale Chutnik to nie Masłowska. Skoro podobały mi się jej felietony, to dałam szansę książce i się nie rozczarowałam.

Pomimo trudnej tematyki książkę czyta się lekko.W końcu coś, od czego nie mogłam się oderwać. Płynność stylu, natłok słów, trafne opisy, snucie opowieści w taki sposób, że czekasz na ciąg dalszy. Coś pomiędzy starą bajarką, która wie jak i co opowiadać, a podnieconą nastolatką, która świeżo i mocno snuje niedawno widziane historie.

wtorek, 2 sierpnia 2016

"Uwaga na marzenia" Monika Gabor

Współczesna historia opowiadająca losy trzech kobiet, a w zasadzie dwóch, bo jedna z nich Julia jest jakoby przewodnikiem i spowiednikiem swoich przyjaciółek. Opowieść zaczyna się na słonecznym, zaśnieżonym stoku, gdzie Julia spotyka Marcina, męża Marty z Zuzą, która definitywnie jest kimś więcej, niż koleżanką. Kobieta nie kryje zaskoczenia i szoku, nie daje się także namówić na milczenie niewiernemu mężowi przyjaciółki. Po powrocie opisuje zaistniałą sytuację Marcie. Zdradzona żona podejmuje pewne decyzje.

Druga przyjaciółka Julii to Iza. Matka, żona i kochanka, która chce zakończyć swoje małżeństwo na rzecz nowopoznanego Macieja. Z racji pragnienia szybkiego i kulturalnego rozwodu kobieta nie podejmuje tematu swojej nowej miłości z mężem, ale wiedzą o nim rodzice i najlepsza przyjaciółka Julia. Iza marzy o szybkim rozwodzie i nowym, idyllicznym życiu. Wszystko wydaje się jej takie proste i piękne. Nowy facet, nowe życie, nowy dom, nowe dziecko. Ale życie nie jest łatwe, a miłość nie jest receptą na wszystko.

Autorka podejmuje powszechny i niełatwy temat rozwodu. Przedstawia go z różnych pozycji i przyczyn. Gdzieś tam w tle czają się pytania, na które nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Czy warto rozbić rodzinę dla miłości? Wyobraź sobie, że już nic czujesz, a poznajesz tę mityczną, drugą połowę. Najlepiej zapomnieć, wmówić sobie, że to tylko zauroczenie i trwać w życiu małżeńskim, zwłaszcza, jeśli to małżeństwo posiada dzieci. Z drugiej strona każda zakochana osoba powie: "a co z moim szczęściem?" Co zrobić w przypadku zdrady? Większość z was powie: "odejść! Chciał to ma, niech spada do tej... " A jeśli macie dzieci, czy wspólny dom na kredycie to wtedy sytuacja się komplikuje. A co gdy zdradę przebaczysz? Wszystko wróci do normy i będzie jak dawniej? Czy też będziesz wiecznie zestresowanym, dożywotnim szpiegiem swojego męża? Ten e-book choć napisany prostym językiem może skłonić do podobnych refleksji. Z autopsji wiem, że sprawa jest niełatwa. Owszem, można mieć szybki, kulturalny rozwód, ale miesiące przed i po nim są koszmarem... Nigdy nie wiadomo czy podjęte przez nas decyzje są właściwe...

Zapomniałam o Julii. Mądra, bogata psycholog, żona swojego męża, cudowna matka, dobra kobieta. Aż mdło. Publikacja kończy się tak, jak się zaczęła. Julia śmiga na stoku, tym razem z większą ochotą, niż poprzednio, tym razem nie spotyka niewiernych mężów, ale oddaje się refleksji dotyczącej spełnionych marzeń, na które trzeba uważać. Zaletą tej książki jest prosty język i fajny podział na cztery pory roku. Wadą zbyt prosta fabuła i brak wyrazistości postaci. Wiemy czyimi żonami i matkami są Marta, Iza i Julia, wiemy niewiele o ich wyglądzie, a jeszcze mniej o osobowości. Taka lekturka na dwa wieczory. Jak na babskie czytadło nieźle.


Serdeczne podziękowania dla RW2010 ze recenzencki egzemplarz

niedziela, 31 lipca 2016

"Znak" Raymond Khoury

Na Antarktydzie następuje rozpad lodowca. Zjawisko jest filmowane i emitowane na cały świat, a relacjonuje je Grace Logan. W pewnym momencie ona, ekipa telewizyjna, a wraz z nimi widzowie na całym świecie są świadkami niesamowitego zdarzenia. Na niebie pojawia się świetlisty znak. Nikt nie wiem dlaczego i co oznacza, ale na pewno stoi za tym jakaś ogromna siła. Ufo, znak od Boga czy sprytna manipulacja? Kolejne rozdziały przeprawiają nas przez setkę bohaterów, w tym Matta Sherwooda, człowieka demolkę, drobnego złodziejaszka ze stali, który pokonuje gang szalonych naukowców i ich gorylów. Matt jest nie do zdarcia, tam gdzie inni giną od ciosów, lub kul on brnie nieustraszenie do przodu, zabijając jednym ciosem. Litości... Czekałam tylko, aż w finalnej scenie zmiecie łokciem jakiegoś oprycha i prześpi się z Grace doprowadzając ją do setki orgazmów na minutę. Niestety nie doczekałam się, bo wróćmy do najważniejszego, czyli tajemnego znaku, który okazał się wielką ściemą. Cała książka to wielka ściema. Kusi okładką, zachęca fabułą. Piękna dziennikarka, uduchowiony zakonnik mieszkający w samotni, lodowce, pustynia, pościgi, wyścigi, bójki, zdrady, kłamstwa, pieniądze i śmierć. Wszystko i nic. Nie wiem jakim cudem doczytałam do końca, ale zdecydowanie odradzam. Będę się wystrzegać tego autora.

sobota, 30 lipca 2016

"Trucicielka i inne opowiadania" Éric-Emmanuel Schmitt

Tytułowa "Trucicielka" to opowieść o starszej, samotnej, skomplikowanej kobiecie. Oskarżona przez laty o zabójstwo trzech mężów, omijana na ulicy, budząca strach, albo zaciekawienie. Atrakcja małego miasteczka. Nikt do końca nie wiem czy została słusznie uniewinniona, czy zabiła wszystkich swoich mężów, czy tylko jednego. A może ta specyficzna staruszka jest niewinna? Na pewno wiedzie samotne, nudne życie z dala od ludzi. Wszystko zmienia się wraz z przybyciem nowego księdza. Marie namiętnie i chętnie chodzi do kościoła i spowiedzi. Opowiada szczegółowo o swoich mężach i morderstwach. Chce być najważniejsza, więc wkłada w swoje historie całe serce doprowadzając młodego duszpasterza niemal do obłędu. Czytelnik znów zastanawia się, czy te zbrodnie zdarzyły się na prawdę, czy kobieta nabiera nasz wszystkich uatrakcyjniając sobie swoje nudne życie...

"Była zachwycona. Miała władzę nad jego duszą i ciałem, całą noc przewracał się w łóżku, myśląc o niej. Ponieważ ona przez całą noc robiła to samo, można było prawie uznać, że spędzili ją razem."

"Powrót" to historia marynarza, który dowiaduje się o śmierci córki. Pracuje na pełnym morzu, natychmiastowy powrót nie jest więc możliwy. Mężczyzna jest zmuszony postać sam na sam ze swoim refleksjami, które są przerażające. Ojciec zastanawia się, którą spośród czterech córek kocha najmocniej, która byłaby najmniejszą stratą i której śmierć aż tak by nie bolała. Przemyślenia pozwalają poznać mu swoje uczucia i lęki, a zakończenie - dla mnie oczywiste; poznać jakim na prawdę jest draniem.

"Koncert Pamięci Anioła" opowiada o dwóch muzykach. Młodzzi, przystojni i uzdolnieni, mający całe życie przed sobą. Aż do czasu wypadku, podczas którego jeden z nich zostaje kaleką. Chris mógł temu zapobiec, ale wolał spierniczyć życie innego człowieka. I tak mężczyźni zamieniają się rolami. Żądny sławy i władzy Chris poświęca swoje życie innym ludziom, a delikatny, spokojny Axel staje się chłodnym, rozgoryczonym gnojkiem, który zrobi wszystko, aby się zemścić.

"Przez niego obiecujący artysta stał się paranoicznym, popędliwym, okrutnym tyranem bez skrupułów. Nieświadomie zrobił coś gorszego niż mord na niewinnym - zamordował niewinność. Jego ofiara stała się katem."

"Elizejska miłość" to opowieść o małżeństwie. Pewnie znasz takie pary, z pozoru idealne, poukładane i zakochane, tak naprawdę w ich związku istnieją zdrady, nienawiść i złość. On ma inne, ona straszy go ujawnieniem faktów mogących zaszkodzić karierze. Kres tym gierką kładzie choroba prezydentowej. Kobieta umiera, a po jej śmierci wychodzi książka. Czy to historia ich zakłamanego życia? A może nowinki, które przewrócą scenę polityczną do góry nogami? Nie, to zupełnie inna historia...

"Zobacz, z jaką aktorką żyjesz... Znam twoje podłości, ale się uśmiecham. Nudzę się, ale się uśmiecham. Jestem nieszczęśliwa, ale się uśmiecham. Nie znoszę cię, ale się do ciebie uśmiecham. Zdumiewające, prawda? Nie wyglądam ani na ofiarę, ani na kata. Doskonała gra, nie klaszczesz?"

Wszystkie opowiadania łączy Święta Rita - patronka spraw trudnych i niemożliwych. Pojawia się na obrazie, medalikach, czy jako patronka zakładu leczniczego. Sam autor opisuje właśnie kwestie trudne i beznadziejne: choroby, niepełnosprawność, miłość, zazdrość, samotność. W opowieściach królują ludzkie lęki, obsesje i smutki, ubrane w zwięzły i smakowity język. Schmitt to znawca ludzkiej duszy, a mądrość swą przelewa na papier umiejętnie i pięknie, bez zbędnych filozofii.

www.aros.pl


"Zamknięta książka jest niema: 
przemówi tylko wtedy, gdy zostanie otwarta. 

A użyty w niej język będzie językiem tego, 
kto się nad nią pochyla [...]"


piątek, 29 lipca 2016

"Zapach cedru" Ann-Marie MacDonald

 Jakub pracuje jako stroiciel fortepianów. Podczas pracy poznaje trzynastoletnią Materię i zakochuje się w niej. Śliczna Libanka odwzajemnia jego uczucie i ucieka z domu jednocześnie dając początek życiu pełnego smutku i bólu. Nie sprawdza się jako żona, co nie dziwi patrząc na jej młody wiek. Dziewczyna popada w depresję, całymi dniami snując się stromym brzegiem oceanu. Małżeństwo Piperów przeżywa wzloty i upadki. W końcu na świat przychodzi Katarzyna. Młoda matka nie czuje się dobrze w nowej roli. Ciężko o przypływ matczynej miłości Materii, za to Jakub świetnie sprawdza się w roli ojca. Całkowicie zakochany w swojej córce chodzi z nią na spacery, czyta książki i po prostu kocha. Katarzyna Piper wyrasta na piękną, utalentowaną dziewczynę i wyjeżdża do Nowego Jorku.

W międzyczasie rodzą się kolejne dzieci: Franciszka i Mercedes. Postaci barwne i ciekawe. Franciszka na chwilę zdobyła moją sympatię. Ta psotna, zbuntowana i szalona dziewczynka zaciekawiła, do czasu, gdy podrosła... Materia rodzi także Lilię, która umiera jako noworodek. Nagle spotykamy rodzącą i jednocześnie umierającą Katarzynę. Dziewczyna rodzi bliźnięta, Ambroży umiera, Lilia przeżywa. Cudem, po kąpieli w lodowatej rzece. Niestety kończy się też życie Materii... I tutaj historia się urywa, bo może ktoś zechce przeczytać i dowiedzieć się kto jest ojcem dzieci Katarzyny, dlaczego Franciszka tańczy w nocnym klubie, a Mercedes chce zrobić z Lili świętą...

Saga rodziny Piperów nie jest historią łatwą i przyjemną. To opowieść pełna bólu i... obrzydliwości. Niektóre wątki są tak niesmaczne, że byłam pewna, iż nie doczytam tej historii. Czekałam na jakieś optymistyczne zakończenie, ale...

"Nareszcie jesteśmy rodziną. Tatuś cierpi na uwiąd starczy, Franciszka jest wariatką, Lilia kaleką, a ja starą panną. Ale jesteśmy rodziną”.

Jeśli tak ma wyglądać rodzina, to ja dziękuję. Patologia goni patologię. Banda chorych zboczeńców, a to wszytko przez Jakuba Pipera. Dziewczynek było mi żal, nie dziwne, że nie wyrosły na nikogo normalnego... Zakończenie też do kitu, bardzo współczułam temu młodemu chłopakowi, który poznał krótką historię swojego pochodzenia. Pomijając nieliczne fragmenty tej opowieści, całość jest po prostu chora. Dziwi mnie rekomendacja Opry na okładce i wysokie noty tego świństwa. Ja odradzam

środa, 27 lipca 2016

"Ręka Mistrza" Stephen King

Edgar Freemantle zaczyna nowe życie. Po niefortunnym wypadku i rozwodzie przeprowadza się na malowniczą wyspę Duma Key. Bez ręki i w depresji, ale za to z nowo odkrytym talentem, którym jest malowanie. Początkowo maluje nadmorskie zachody słońca, potem jego prace stają się coraz bardziej różnorodne i niezwykłe. 

www.proszynski.pl

Edgar tworzy całkiem niezłe obrazy znajdując się w transie, który to stan poprzedza świąd amputowanej ręki. Malarz traci kontrolę nad swoją twórczością, maluje więcej i częściej czując dziwnego rodzaju przymus. Pół tysiąca stron gniewu, smutku i żalu, które powodują refleksje na temat niepowodzeń życiowych, kalectwa i straty. Po tym jak poznamy Edgara, jego byłą żonę i córkę przyjdzie pora na obrazy i jak dla mnie hit tej książki: mnóstwo nawiązań do Salvadora Dalego.

Kolejny pozytywny aspekt to cudowny klimat. Autor operuje cudownym językiem, snuje piękne gawędy, tutaj odnośnie morza, muszli i plaży. Od razu robi się cieplej, milej i przyjemniej...

Żeby nie było tak sielankowo to nadchodzi czas galerii i wielkiego niepokoju. To co dzieje się potem napawa lękiem i na długo pozostawia czytelnika w napięciu, oczywiście nie będę zdradzać fabuły, bo to jest książka, którą trzeba przeczytać. Powiem tylko, że makabryczne opisy topielców pobudzają wyobraźnię tak silnie, że można się troszkę bać.

King jak zawsze kolejne postaci wprowadza zręcznie i lekko, wzbudzając ciekawość czytelnika. Poza Edgarem poznajemy Wiermana, cudownego człowieka, który opiekuje się Elizabeth - niezwykłą staruszką bawiącą się kolekcją porcelanowych lalek. Jej pamięć poważnie szwankuje, ale bardzo dużo wie o tajemnicach wyspy. Bo Duma Key to nie jest dobra wyspa dla córek...

poniedziałek, 25 lipca 2016

"Córka rabina" Reva Mann

Revę poznajemy jako pobożną, skromną kobietę, która modli się i studiuje prawa Tory. Dziwne, przecież na okładce wygląda na taka wyzwoloną i zbuntowaną. Faktycznie tak było, dziewczyna wyzwoliła spod szponów ortodoksyjnej, żydowskiej wiary oddając się przyziemnym, cielesnym przyjemnościom, takim jak seks, jedzenie, narkotyki i alkohol. Jednak na dłuższą metę takie życie jest nie dla niej bezsensowne i puste. Kobieta zrywa z dniami wypełnionymi seksem i używkami. Postanawia powrócić do korzeni, chce wierzyć i praktykować tak, jak przystało na wzorową żydówkę. Zagłębiając tajniki wiary, udaje się do profesjonalnej swatki, która szuka jej męża. Postać swatki jest genialna! Reva jest optymistycznie nastawiona, w końcu nawróciła się, jest córką i wnuczką znanych rabinów. Niestety dowiaduje się od swatki, że jej przeszłość sprawia, że nie jest dobrą żoną dla każdego... Po nieudanych zainicjowanych spotkaniach w końcu trafia na uduchowionego Szymchę. Młodzi pobierają się. Reva nie może doczekać się wesela, jednakże uroczystość przynosi rozczarowanie. Najpierw psuje ją histeryczna matka Revy, potem świeżutki mężuś, który w noc poślubną nie ma ochoty na miłosne igraszki... Świeża małżonka jest załamana, ale w końcu udaje się jej zajść w ciążę. Ale to nie jest nudna opowiastka o nawróconej żydówce, która przez parę chwil pokazała rogi i potulnie wróciła do religijnego stadka. To historia kobiety szukającej miłości, akceptacji i sensu życia. Koniecznie trzeba ją przeczytać! Reva nieskromnie opisuje panujące w jej religii obyczaje, począwszy od koszerności jedzenia, kończywszy na seksie. U żydów to nie takie proste. Nie może w czasie okresu i jakiś czas po nim, a jak już można to należy odbyć specjalny obrzęd związany z różnymi zabiegami i kąpielą. Byłam przerażona i zafascynowana jednocześnie. Nie będę psuła wam przyjemności czytania, jeśli jeszcze nie znacie tej autobiografii to koniecznie polecam. Czułam się, jak podglądaczka, która zza firanki obserwuje życie Revy. Tak jak przypuszczałam kobieta nie wytrzymuje i znów przechodzi ze skrajności w skrajność znajdując sobie kochanka. Żal mi Revy i jej poszukiwań, tak bardzo marzyłam, żeby znalazła jakiś złoty środek pomiędzy ortodoksyjnym, żydowskim światem, a zwykłym, przyziemnym życiem. Ale dobrze wiemy, że to nie takie proste.... Reva też o tym wie:

"Czuję się rozdarta pomiędzy dwoma światami. Wiem, że nie ma dla mnie miejsca u boku żadnego z nich, ale chciałabym mieć i Symchę, i Joego: mogłabym zgłębiać swoją zmysłowość z Joem, a Symcha otwierałby przede mną niebiosa, bym mogła zobaczyć Boga. Chciałabym ich połączyć w jedną istotę, żeby ugasić nienasycone pożądanie i tego, i tamtego świata."



Książka jest mi bliska. Nie jestem żydówką, zostałam wychowana w wierze katolickiej. Byłam porządną, katolicką dziewczyną. A teraz?! ;)
Wierzę, ale do katoliczki mi bardzo daleko, jak mam wierzyć w coś z czym się nie zgadzam, jak praktykować, gdy wewnątrz rodzi się bunt, jak być blisko kościoła, skoro on zawsze skreśla takie osoby jak ja. Jak wierzyć w to wszystko czego mnie uczono, skoro rozsądek i intuicja podpowiada coś innego? Widziałam w Revie wiele z siebie, razem z nią płakałam, przeżywałam i żyłam. Osobista i wciągająca historia. Polecam

niedziela, 24 lipca 2016

"Talizman" Stephen King, Peter Straub

Jack ma tylko dwanaście lat, gdy dowiaduje się, że jego matka cierpi na poważną chorobę. Wydarzenie to okrasza nowe miejsce zamieszkania w opustoszałym New Hampshire. Przeprowadzka jest stresującym wydarzeniem, ale nie tak bardzo jak choroba matki. Chłopiec jest świadom faktu, że jego matka umiera i nie może nic z tym zrobić. Prawie nic. Snując się po opustoszałym miasteczku poznaje czarnoskórego mężczyznę, który opowiada mu o tajemniczej krainie.

Okazuje się, że wyprawa do tej krainy pomoże uratować Jackowi matkę. Chłopak za pomocą specjalnego napitku przenosi się do równoległego świata, pełnego złych ludzi ubranych w kaftany, żyjących drzew i magii. Wędrówka jest długa i niebezpieczna, a gdy robi się na prawdę gorąco Jack wraca do realnego świata i snuje się po Stanach Zjednoczonych. Mały chłopiec jeździ stopem i pracuje w spelunach narażając się na ataki pedofilii i agresywnych właścicieli barów. Oj te złe hotele i bary, nie było ani jednego normalnego budynku :P Miałam szczerze dość tych beczek z piwem i samochodów. Nudnawe opisy ciężkiej pracy chłopca i niebezpiecznych wypraw były chyba piane na siłę, żeby książka była dłuższa. Ciekawej zaczyna robić się od pojawienie się Wilka, którego Jacka zabiera z Terytoriów do Stanów Zjednoczonych. Potem jest coraz dziwniej, a wszystko zmierza to tytułowego talizmanu, który chłopiec w ostatniej części książki oczywiście zdobywa i.... I jednak warto przeczytać.

www.proszynski.pl

Powieść jest pełna uroczego gawędziarstwa Kinga, młodzieńczego świata, fantastyki w dość dobrym wydaniu, baśniowej atmosfery, niezwykłych zdarzeń i magii, aczkolwiek chwilami nudzi. Podchodziłam do niej trzy razy i zgodnie z zasadą do trzech razy sztuka, aż w końcu się udało. Chwilami chciałam ją odłożyć, ponieważ miałam poczucie zmarnowanego czasu. Pomyślałam, że podczas nudzenia się tą cegłą mogłabym przeczytać trzy inne. Gdzieś tam w połowie książka mnie wciągnęła, ale nie pochłonęła. To nie ta książka, dla której można zarwać noc.

sobota, 23 lipca 2016

"Ucząc psa czytać" Jonathan Carroll

Tony dostaje w prezencie zegarek z "sylwetką" wart prawie dziesięć tysięcy dolarów! Ale pal licho wartość materialną, liczy się, że otrzymuje wymarzony, nieosiągalny prezent, coś co miało być nigdy nie spełnionym snem. Ten kto zna twórczość Carrolla wie, że w jego książkach sny mieszają się z jawą, życie ze śmiercią, a absurd z prozą życia. Tak jest i tym razem. Okazuje się, że ten wymarzony zegarek jest prezentem od dziewczyny ze snów. Alice zjawia się przed biurem Toniego, gdzie siedzi na miejscu pasażera w nowiuteńkim porcshe. Tony jest pewien, że zna tę piękną kobietę, ale nie może sobie przypomnieć skąd. Wkrótce wszystko sobie przypomina, a to wszystko za sprawą kanapki z tuńczykiem, przywodzącej na myśl psa uczącego się czytać - Tuńczyka.

"Marzenia senne czasem nas uwodzą, a czasem torturują. Te najcudowniejsze potrafią niemal złamać serce, gdy po przebudzeniu się stwierdzamy, że wróciliśmy na stronę jawy. Mam na myśli te wyjątkowo rzadkie sny, których jednak wszyscy doświadczaliśmy - tak piękne, tak głębokie, pociągające albo idylliczne, że chcemy, aby trwały wieki, i jesteśmy boleśnie rozczarowani, kiedy te świetliste obrazy zaczynają zaczynają ulatywać z naszej zawodnej pamięci. Żadna romantyczna chwila na jawie nie może równać się z tą jedyną przechadzką po lesie, jaką odbyłeś we śnie, mając dziewiętnaście lat." 

www.matras.pl


Mieliście kiedyś takie sny? Takie po których żałujecie, że się obudziliście. Ja tak. Tony i Lena także. A kim jest Lena? Dlaczego musi malować portrety, aby ocalić komuś życie? Jak to się wszystko skończy i dlaczego tak ważnym elementem będzie otwieracz do konserw? Ze snu rzecz jasna. Przeczytaj! Zaufanym osobom pożyczę ;-)

"W każdym związku - na początku, w połowie, czy pod koniec - następuje taka chwila, w której wszystko zależy od jednego słowa albo zdania. Czasem jedno spojrzenie potrafi odbudować związek, lub zburzyć go raz na zawsze. Lena Schabort, która rzadko kiedy zapominała języka w gębie, zamarła nagle w obawie, aby nie palnąć jakiegoś głupstwa."

Lena. Więcej Leny, ile ma lat, jaki ma kolor oczu i bluzki. Więcej Tony'ego, nawet nie wiemy jak wygląda, nosi polo czy garnitur, ma łysinę czy loki, dlaczego postaci są tak mizernie opisane. W innych książkach Jonathana tak nie było i to moje jedyne zastrzeżenie. Za mało zarysowani bohaterowie i stanowczo za mało stron. Książeczka jest cienka, do przeczytania w godzinę. Poza tym cudowna!

poniedziałek, 4 lipca 2016

"Kobieta na krańcu świata " Martyna Wojciechowska

    Książka kobiety o kobietach, nie tylko dla kobiet. Opowiada historie ciekawe, fascynujące, wielokrotnie smutne. Każda z tych opowieści jest inna i pokazuje różne sposoby na życie. Niektóre kobiety żyją tak, a nie inaczej z wyboru, większość z konieczności, albo przymusu. Poznajemy intymne szczegóły ich barwnego życia opisane w sposób prosty, ciekawy, lekki, ale mądry. Bez osądów, krytyki, ale za to ze zrozumieniem i stonowaną wrażliwością. Za to podziwiam Martynę. Potrafi obiektywnie i mądrze przedstawić historie swoich bohaterek zarówno na ekranie, jak i w książce dając nam możliwość refleksji i oceny, chociaż ona nie jest tutaj celem. Autorka chce nam pokazać różnorodność i indywidualizm każdej z kobiet, fakt, że sposobów na życie może być tysiące i nie każdy pracuje w biurze, wracając po południu do swojego domu, obiadu, prania i telewizora. Wartościowa treść jest wzmocniona pięknymi fotografiami, które przenoszą nas w inny świat.

    Samej autorki chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Prezenterka telewizyjna, podróżniczka, autorka książek, ale także modelka i bizneswoman. Dla mnie kobieta cud. Mądra, silna, rozsądna, która czerpie z życia garściami. Często krytykowana: matka, a zasuwa po świecie, zamiast siedzieć w domu z córką i rysować. Podejrzewam, że jest świetną matką, ale kobieta rodząc dziecko nie staje się innym człowiekiem, nie porzuca swoich pasji i marzeń. Poza tym wiatru nie można powstrzymać.W jednym z wywiadów Wojciechowska opisywała organizację tych wyjazdów. Jej córka wyjeżdża razem z nią, a w zasadzie dzień prędzej. To Marysia wybiera się w podróż z dziadkami, czy tatą, a mama zostaje w domu. Potem obie wracają i spędzają razem czas.


www.styl.pl


    W tej książce możemy przeczytać historie różnorodne, począwszy od kobiety bokserki, poprzez opiekunkę słoni, po operacje plastyczne. Na mnie największe wrażenie wywarł reportaż, który opowiada o Carmen,  walczącej na ringu z mężczyznami w celach zarobkowych. Widziałam już tę niesprawiedliwą walkę w programie pod tym samym tytułem i byłam wstrząśnięta, czytając jeszcze bardziej. Tutaj poza obrazem zawarte są też dodatkowo cenne przemyślenia i emocje Martyny. Bardzo przeżyłam też historię porzuconych słoniątek, to w końcu moje ulubione zwierzęta.

"Słoń jest dla człowieka symbolem szczęścia. Człowiek dla słoni mógłby być symbolem nieszczęścia.
 Płaci, żeby mógł postawić na półce figurkę słonia z prawdziwej kości słoniowej. Oczywiście na szczęście..."

Ale jednak najważniejsi są tutaj ludzie. Kobiety silne, słabe, młode, stare, piękne, brzydkie, białe, czarne, biedne i bogate. Kolorowe ptaki. Niezwykłe. Polecam.

niedziela, 3 lipca 2016

"Hiszpańskie oczy" Maria Nurowska

   Ostrzegam przed wielkim smutkiem. To nie jest klastyczna historia matki i córki jakich wiele. To opowieść pełna bólu, głodu i chłodu. Anna głodowała z racji czasów w jakich żyła, Ewa głoduje z racji choroby jaka ją dotknęła. Anna cierpiała z powodu łagrów, gwałtu i biedy, Ewa cierpi z powodu matki. Chłód dotyczy przede wszystkim ich wzajemnych relacji. Jak to możliwe, żeby tak mocno zaakcentowane emocje, były jednocześnie tak zimne i chore. Dlaczego wielka miłość może wyrządzić krzywdę? Jak kochać, żeby nie szkodzić? Jak żyć, żeby być szczęśliwym? Takie pytania autorka zadaje, ale na nie nie odpowiada w tej niezwykłej książce.

   Powieść pisana jest bez porządku chronologicznego. Współczesne życie Anny, matki i babci przeplata się z jej wspomnieniami. A są to bolesne przeżycia. W wieku piętnastu lat dziewczyna zostaje zesłana na Syberię. Tam pracuje jako pomoc medyczna, tam też zakochuje się w żonatym lekarzu. Ale to nie on jest ojcem Ewy.

www.swiatksiazki.pl

   Ewa jest owocem gwałtu. Początkowe lata życia spędza w rosyjskim sierocińcu, odwiedzana przez matkę, która szuka tylko posiłku i możliwości ogrzania się...

"To, że za chwi­lę zo­ba­czę dziec­ko, było czymś naj­gor­szym w mo­jej no­wej sy­tu­acji. Być może nie pa­mię­ta­łam już tak do­brze po­przed­nie­go dnia; kie­dy kosz­mar mija, nie moż­na go so­bie wy­obra­zić. Po­ja­wi­ła się we mnie myśl o uciecz­ce, ale nie mia­łam tu ani płasz­cza, ani bu­tów. Drzwi otwo­rzy­ły się i ta sama ko­bie­ta wpro­wa­dzi­ła dziec­ko. Mia­ło dużą, nie­mal kwa­dra­to­wą gło­wę ogo­lo­ną do go­łej skó­ry, ta skó­ra była sina, tak samo sina była gór­na war­ga i ką­ci­ki ust. W trój­kąt­nej twa­rzy ze spi­cza­stym pod­bród­kiem umiesz­czo­ne były ogrom­ne, jak­by tra­wio­ne go­rącz­ką oczy. Hisz­pań­skie oczy – po­my­śla­łam ze zdzi­wie­niem. Po­my­śla­łam też, że to wszyst­ko to ja­kaś po­mył­ka."

   Anna nie czuje do dziecka miłości, brak jej instynktu macierzyńskiego, ale po czasie poczuwa coś na kształt odpowiedzialności. Żyją razem, między kolejnymi romansami Anny, kobiety pięknej i nieszczęśliwej. Ta postać ma dużo z Nurowskiej. Taka przedwojenna, dostojna uroda i sposób bycia. Bez wątpienia Anna ma w sobie coś z jej twórczyni. Aczkolwiek nie jest pisarką, tylko aktorką. I matką. Z czym sobie nie radzi za dobrze.

   Bardzo szybko Anna zostaje babcią. I w tym momencie dopiero dochodzi do głosu instynkt macierzyński. Antek jest przez babkę bardzo kochany i traktowany jak syn. Zresztą nie ma innego wyjścia. bo Ewa studiuje, bawi się i niszczy. Bierze leki, wymiotuje, nie jest. Potem je i wymiotuje. Bierze leki i mdleje. Wymiotuje i mdleje. Co jakiś czas wyczerpana trafia do szpitala. Cechuje ją kompletny brak odpowiedzialności: za siebie i syna. Pod względem finansowym, organizacyjnym i uczuciowym. Liczy i wie, że mama za nią wszystko załatwi, jednocześnie żywiąc pretensję w zbytnia ingerencję w jej życie. Tworzy się błędne koło, Ewa chce być samodzielna i uwolnić się od matki, ale sama nie daje sobie rady. A może to Anna ją osacza?

   Relacje matki i córki to temat niełatwy, ale tutaj gdzie początkiem jest obóz i gwałt musi być wyjątkowo trudno. Powieść nieprosta, nie tylko ze względu na tematykę, ale także z racji specyficznej, wielopłaszczyznowej narracji. Zakończenie dające do myślenia, nieoczywiste. Całość trudna, mocna, bardzo emocjonalna. Na pewno tej książki nie zapomnisz.

 https://www.youtube.com/watch?v=tqc3sq1N1DM

piątek, 1 lipca 2016

"Grecy umierają w domu" Hubert Klimko-Dobrzaniecki

   Przedziwna, dwutorowa powieść o rodzinie, miłości, tęsknocie, patriotyzmie, dojrzewaniu i poszukiwaniu siebie. Jeden wątek to piszący powieść Sakis, dorosły mężczyzna, a raczej chłopiec w ciele mężczyzny. Samotny, bezdzietny pisarz, który w trakcie tworzenia nie jada, lecz pali i pije kawę. Niby nikogo nie potrzebuje, ale wciąż czegoś mu brakuje, niby celowo się z nikim nie związał, ale chętnie odnajduje się w towarzystwie kobiet.

   Drugim torem jest opowieść o rodzinie widziana oczyma małego Sakisa. Rudowłosy, niski mężczyzna i cicha, pracowita matka. Grecy, którzy osiedlili się w Polsce i wsiąkają w jej kulturę, aczkolwiek nie do końca. Ten wątek początkowo mnie nudził, miałam dość Posejdona i jego durnych pomysłów, począwszy od poszukiwania cykad, kończąc na różnorakich pomysłach na biznes. Ale żal mi było tej biednej rodziny, która z racji wojny domowej przeniosła się ze słonecznej, pięknej Grecji do szarej, komunistycznej Polski. Sakisowie nie znają języka, toteż są postrzegani jako obcy, inni i dziwni. Ojciec Sakisa snuje opowieści o morskich wyprawach i tęskni za swoim krajem. Matka próbuje wiązać koniec z końcem robiąc wykwintne potrawy z niczego. Koniecznie należy przeczytać jakie dania jedli Sakisowie, ja nie zdradzę :)  Ale powiem Wam, że żal mi było chłopaka o greckim imieniu i urodzie, który żyje i uczy się w polskiej szkole, nie do końca wiedząc kim jest i w co wierzyć.

www.aros.pl

   Powieść pisana jest ciekawym językiem. Niezwykłe połączenie literatury i reportażu, powieści i poezji. Proste, szybkie dialogi, niesamowite rymowanki i ciekawe wyliczanki, chociaż motyw z damską torebką przesadzony i nudny. Ta powieść wciąga i zaciekawia, ale też powoduje, przynajmniej u mnie zatrzymywanie się na poszczególnych stronach. Czasem tak zachwycały mnie te słowne gierki, że musiałam przeczytać je dwu, albo trzykrotnie.

 "Spodnie jakieś? Chcę spodnie montana! E, tam montana, krzywi się. Dlaczego? Poznać barana po spodniach montana, mówi Tatul przejęty. Zerknij na leviski, lee, wranglery, a nie montany, synku mój miły, syneczku cacany. A mogę je wszystkie? Bierz wszystkie, bierz różne fasony, będziesz sobie zmieniał jak modniś szalony. To ja ogrodniczki dżinsowe chcę, Tato i sztruksy bordowe, szare leviski, lee jasne, dakoty brązowe." itd.


Napisalibyście tyle o spodniach? Z rymami? ;)

Finał. No cóż, grecka rodzina, greckie mity, grecka tragedia... Poza tym nigdzie nie znajdziecie papugi, która myśli, że jest cykadą
Zdecydowanie polecam. Nie jestem w stanie odpowiednio ubrać w słowa tej przecudnej książki, czekam więc na jakąś "lepszejszą" recenzję ;)

czwartek, 30 czerwca 2016

"Geny czy wychowanie? Co wyrośnie z naszych dzieci i dlaczego" Judith Rich Harris

   Judith Rich Harris to dyplomowana pielęgniarka, psycholog, żona i matka dwóch córek. Niedoszła pani doktor, która przez swoje kontrowersyjne poglądy, niezależność i oryginalność została skreślona z listy osób usiłujących uzyskać doktorat wydała równie kontrowersyjna książkę. Lektura, mimo iż napisana przystępnie jest trudna w przyswojeniu, zawiera wiele odniesień, porównań i opisów badań. Przed przeczytaniem warto liznąć podstawowe zagadnienia z dziedziny psychologii.

 Judith Rich Harris

    Ogólnym celem książki jest obalenie faktu, jakoby rodzice mieli wpływ na wychowanie dziecka. Autorka weryfikuje badania na temat wpływu środowiska rodzinnego na dzieci i udowadnia, że większy wpływ mają na dziecko rówieśnicy. Zapadło mi w głowie kilka przykładów takich jak fakt, że na emigracji dziecko zawsze przysposabia sobie język rówieśników, a nie rodziców, albo to, że agresywne dziecko nie jest takie z racji wzorowania się na rodzicach, lecz przez dziedziczenie. Takich badań, porównań i przykładów było wiele. Mnie osobiście denerwowały ciągłe porównania do naczelnych. Mimo wielkiego podobieństwa, nie skaczemy po drzewach i nie uprawiamy publicznie seksu jak małpki...
 
 Harris udowadnia i podkreśla wpływ grupy rówieśniczej na charakter dziecka. Może faktycznie ma rację, ale czy to znaczy, że ja jako matka mam przestać wychowywać i biernie czekać na to, co zrobi z mojego dziecka szkoła? Albo oszaleć widząc z kim czasem się bawi? Niemniej warto książkę przeczytać i mieć zawarte w niej spostrzeżenia na uwadze, nie tylko na swoje usprawiedliwienie ;)


środa, 29 czerwca 2016

"Przebudzenie" Stephen King


   Małe miasteczko Maine, a w nim mały chłopiec. Szczęśliwa rodzina, podwórko z huśtawką z opony i zabawa żołnierzykami. Czuć tę cudowną, dziecięcą atmosferę. Jest wesoło i sielankowo. Myślę, że King sprzedał nam trochę swojego dzieciństwa, w końcu akcja toczy się w jego autentycznych, rodzinnych stronach. Ale wróćmy do małego chłopca, który podczas zabawy żołnierzykami poznaje dużego... chłopca. Pastor Charles Jacobs to pełen pasji, szczęśliwy mąż i ojciec, lecz przede wszystkim uduchowiony wielebny. Ma w sobie coś z dziecka, ponieważ lubi zabawki. Tworzy różnego rodzaju makiety i urządzenia sterowane za pomocą elektryczności, jak chociażby zapadający w pamięć Jezus chodzący po wodzie.
    Nasz bohater na spotkania mające na celu szerzenie wiary wśród młodzieży przybywa chętnie, jednak nie za sprawą elektrycznych efektów, ale z racji przyciągającej osobowości pastora i niezwykłej urody jego żony. Jak to u Kinga bywa okrutne wydarzenie przerywa spokojny ciąg zdarzeń. Żona i synek Charlesa giną w wypadku. Zrozpaczony pastor wygłasza okrutne kazanie, w którym poddaje w wątpliwość Boga i wiarę. Parafianie rozumieją jego ból, ale nie mogą zaakceptować szydzenia z religii. a młody wdowiec opuszcza miasteczko. Wiara i religia to ważny element tej książki, ukazujący jak wiele jej postrzeganie może zmienić i jak łatwo można ją utracić.

   Mijają lata. Mały Jamie dorasta, ale jak to u facetów bywa, tylko pod względem fizycznym. Tak na prawdę jest małym, zagubionym chłopcem szukającym sensu życia w narkotykach, alkoholu i przygodnym seksie. King wysyła nas w małą podróż w czasie i przypomina mi się "Doktor Sen" oraz "Joyland" (im więcej Kinga czytam, tym więcej połączeń między jego książkami odkrywam) Mężczyźni ponownie się spotykają, jeden nie jest już dzieckiem, tylko ćpunem na głodzie, drugi nie jest już pastorem, tylko sztukmistrzem. Los łączy ich drogi w celu tytułowego, bolesnego przebudzenia. Tutaj powieść zwalnia, akcja toczy się troszkę za nudno jak na "najbardziej elektryzującą książkę roku" Nie mniej warto oddać się jej i dobrnąć do kontrowersyjnego, okrutnego i zaskakującego zakończenia. Cholera, nie na to czekałam, to faktycznie było mocne. Królu, jesteś stuknięty i udało ci się mnie zaskoczyć!

www.empik.com


   Jak zawsze wyraziści bohaterowie. Jacobs i jego przemiana pod wpływem wydarzeń losu jest mistrzowsko ukazana, chwilami miałam ochotę wrócić do początku książki, zacząć od nowa i jeszcze raz przejść przez tę tragedię, zrozumieć tego mężczyznę i go usprawiedliwić. Jamie Morton to zagubiony samotnik, gitarzysta żyjący z dnia na dzień, lekkoduch, który w efekcie okazuje się mądrym i fajnym facetem. Życiowo, nie?

   Może nie było strasznie, nie było elektryzująco, nie było aż tak ciekawie. Klimatyczny początek, troszkę usypiający środek i zaskakujące zakończenie.Ostatecznie nie czułam się rozczarowana, kocham Kinowe gawędziarstwo i klimat, który owa książka niewątpliwie posiada.

piątek, 24 czerwca 2016

"Ocaliła mnie łza" Angele Lieby

Angele źle się czuje, dokucza jej ból głowy i zmęczenie. Zgłasza się do szpitala, gdzie jej stan sukcesywnie się pogarsza. Lekarze decydują się wprowadzić kobietę w stan śpiączki farmakologicznej. Angele ma zostać wybudzona, ale lekarzom się to nie udaje. Kobieta staje się więźniem swojego ciała, słyszy wszystko co wokół niej się dzieje, ale nie może zareagować. Niezwykle cenny zapis przeżyć, uczuć i emocji. Zaskakujące spostrzeżenia kobiety uwięzionej w swoim ciele. Utkwił mi w pamięci fakt, jak personel chciał umilić życie pacjentce puszczając muzykę, co było miłe i korzystne, ale nie przez cała dobę, kobieta czasem chciała po prostu ciszy. Albo sadzanie Angele w fotelu, w którym jej było niewygodnie, lecz nie mogła tego zakomunikować. Takich sytuacji było sporo i warto na to zwrócić uwagę, nigdy nie wiadomo co spotka nas i naszych bliskich.



Mam duże zastrzeżenia donośnie strony medycznej. Po pierwsze za mało szczegółów dotyczących choroby, żadnych nazw, wyników, co sprawia, że mam wątpliwości co do autentyczności tej historii. Po drugie nie wierzę, że lekarze mogliby odłączyć kogokolwiek od aparatury, bez odpowiednich procedur. Zanim taka decyzja zapadnie nieprzytomne osoby są dwukrotnie badane przez trzyosobowy zespół lekarzy. Najpierw sprawdza się odruchy pniowe takie jak: brak reakcji źrenic na światło, brak odruchu rogówkowego, brak odruchu oczno- mózgowego, brak odruchów wymiotnych i kaszlowych, brak spontanicznych ruchów gałek ocznych, oraz brak reakcji ruchowych na bodziec bólowy. Z relacji autorki wynika, że sprawdzono tylko ostatni odruch i uznano, że można ją uśmiercić. Być może znalazł się jeden dziwny lekarz, który miał zły dzień i spisał tę kobietę na straty, ale nie mógł tego zrobić sam, bez serii badań, takich jak eeg czy anigiografia mózgowa.

Jeśli ktoś chciałby wiedzieć więcej na ten temat to polecam książki, artykuły, lektury i siebie samą ;) Ubolewam głęboko nad faktem, że ludzie w tym kraju nie odróżniają terminu "śpiączka" od terminu "śmierć pnia mózgu". Niestety książki takie jak ta, tylko ten pogląd umacniają i utrwalają.

http://www.poltransplant.org.pl/obw_new.html

https://www.dawca.pl/aktualnosci/24995,skad-lekarz-wie-ze-pacjent-zmarl

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/uklad-nerwowy/smierc-mozgu-orzekanie-jak-stwierdza-sie-smierc-mozgu_37056.html

Ogólnie styl i opowieść można ocenić na cztery, ale niedbałość o stronę medyczną na jeden, nie wierzę, że ktoś chciał uśmiercić bezpodstawnie pacjentkę, a jeśli tak było to sprawa powinna zakończyć się w sądzie. Z doświadczenia wiem, że pacjenci często przeistaczają informacje, być może tak było w tym przypadku. Nie neguję odczuć bohaterów, ale albo przekaz był zły, albo mąż nie zrozumiał, co w takiej sytuacji jest całkiem naturalne.

środa, 15 czerwca 2016

"Miłość oraz inne dysonanse" Janusz Leon Wiśniewski, Irada Wownenko

Struna to interesujący facet po przejściach. Jest "gościem" w szpitalu psychiatrycznym, w którym poznajemy jego ciekawych, smutnych i sympatycznych towarzyszy, oraz jedną ciekawszą towarzyszkę. Magda opowiada Strunie o lesbijskiej, romantycznej miłości do Darii, którą to nasz bohater postanawia odnaleźć. Opuszcza szpital i udaje się do Moskwy, zahaczając o mieszkanko Aśki w Krakowie.

 "...miałem wrażenie, że czytam na głos jakąś kiczowatą książkę, której autor koniecznie chciał na dwustu stronach opisać dwieście jeden tragedii.”

Ale nie Asia jest tutaj ważna, tylko Ania - żona totalnego dupka. Jest dla niego dodatkiem na przyjęcie, maszyną do robienia kanapek i ...lodów. On nie kocha jej, ona jego tym bardziej. Żal mi tej fajnej kobiety i tylko czekam kiedy spotka Strunę, bo o to w tej książce oczywiście chodzi. Spotyka i dzieje się to co miało się stać.

...czasem nie jestem pewna czy naprawdę istnieję. Muszę spojrzeć w lustro, żeby upewnić się, że jestem. Urojona kobieta, urojona żona, niczyja kochanka.”

Niewiarygodne postaci: piękna, rosyjska lesbijka; żydowski, naćpany pedał; zakochana nauczycielka Joasia; genialny Sven, który stracił wszystko i nasz cyniczny, męski naprawiacz świata bez imienia, który pewnego dnia na balkonie wyrzygał całe swoje życie.

 „Nie wiem, czy jest gdzieś limit cierpień przypadających na jednego człowieka. Podobno dostajemy ich tyle ile jesteśmy w stanie udźwignąć ...

Piękny jest tutaj Berlin, cudowna, barwna Moskwa z dziewczynami w pończochach i nasz rodzimy, klimatyczny Kraków. Szczegółowe, nastrojowe opisy cudownych miast i mentalności ludzi ich zamieszkujących. A wy co robicie, gdy śmieciarka budzi was w środku nocy?

 „Kraków miał, i do dzisiaj ma, w sobie - pomimo turystycznego zgiełku i związanej z tym nieuchronnej komercji - aurę nastroju, który powoduje w człowieku rodzaj spowolnienia, zadumy i spokoju. O ile Warszawa kojarzy się Polakom z pośpiechem, gonitwą, zadyszką podczas wyścigu szczurów, drobnomieszczańskim blichtrem, rozrzutnością i nowobogackim zadęciem, o tyle Kraków z pewną ślamazarnością, z tradycją, pielęgnacją arystokratycznych upodobań, skąpstwem, historią i przede wszystkim z kulturą.”

Cała książka tętni muzyką. Poczytaj, posłuchaj, pomyśl, zasmuć się i żyj. Niestety są minusy. Po co i tam katastrofa smoleńska?! Zaraz po niej, gdy każdy normalny człowiek ma gdzieś dochodzenia o centymetry brzozy...  Zauważyłam też mały błąd: psycholog nie przepisuje leków, może to zrobić tylko psychiatra.






Powieść jest piękna, pełna refleksji i pisana jak zawsze świetnym językiem. Ale, jeśli czytaliśmy inne książki autora, mamy wrażenie, że to już przecież było! Nie szkodzi, że było. Jak miało nie być, skoro całe życie to pasmo łez, samotności i miłości? 


„W zwierciadłach twarzy można ujrzeć własne odbicie i pojąć, że bez względu na to, w jakiej rzeczywistości żyjemy, wszyscy jesteśmy martwi. I nasze życie jest śmiercią”