piątek, 24 czerwca 2016

"Ocaliła mnie łza" Angele Lieby

Angele źle się czuje, dokucza jej ból głowy i zmęczenie. Zgłasza się do szpitala, gdzie jej stan sukcesywnie się pogarsza. Lekarze decydują się wprowadzić kobietę w stan śpiączki farmakologicznej. Angele ma zostać wybudzona, ale lekarzom się to nie udaje. Kobieta staje się więźniem swojego ciała, słyszy wszystko co wokół niej się dzieje, ale nie może zareagować. Niezwykle cenny zapis przeżyć, uczuć i emocji. Zaskakujące spostrzeżenia kobiety uwięzionej w swoim ciele. Utkwił mi w pamięci fakt, jak personel chciał umilić życie pacjentce puszczając muzykę, co było miłe i korzystne, ale nie przez cała dobę, kobieta czasem chciała po prostu ciszy. Albo sadzanie Angele w fotelu, w którym jej było niewygodnie, lecz nie mogła tego zakomunikować. Takich sytuacji było sporo i warto na to zwrócić uwagę, nigdy nie wiadomo co spotka nas i naszych bliskich.



Mam duże zastrzeżenia donośnie strony medycznej. Po pierwsze za mało szczegółów dotyczących choroby, żadnych nazw, wyników, co sprawia, że mam wątpliwości co do autentyczności tej historii. Po drugie nie wierzę, że lekarze mogliby odłączyć kogokolwiek od aparatury, bez odpowiednich procedur. Zanim taka decyzja zapadnie nieprzytomne osoby są dwukrotnie badane przez trzyosobowy zespół lekarzy. Najpierw sprawdza się odruchy pniowe takie jak: brak reakcji źrenic na światło, brak odruchu rogówkowego, brak odruchu oczno- mózgowego, brak odruchów wymiotnych i kaszlowych, brak spontanicznych ruchów gałek ocznych, oraz brak reakcji ruchowych na bodziec bólowy. Z relacji autorki wynika, że sprawdzono tylko ostatni odruch i uznano, że można ją uśmiercić. Być może znalazł się jeden dziwny lekarz, który miał zły dzień i spisał tę kobietę na straty, ale nie mógł tego zrobić sam, bez serii badań, takich jak eeg czy anigiografia mózgowa.

Jeśli ktoś chciałby wiedzieć więcej na ten temat to polecam książki, artykuły, lektury i siebie samą ;) Ubolewam głęboko nad faktem, że ludzie w tym kraju nie odróżniają terminu "śpiączka" od terminu "śmierć pnia mózgu". Niestety książki takie jak ta, tylko ten pogląd umacniają i utrwalają.

http://www.poltransplant.org.pl/obw_new.html

https://www.dawca.pl/aktualnosci/24995,skad-lekarz-wie-ze-pacjent-zmarl

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/uklad-nerwowy/smierc-mozgu-orzekanie-jak-stwierdza-sie-smierc-mozgu_37056.html

Ogólnie styl i opowieść można ocenić na cztery, ale niedbałość o stronę medyczną na jeden, nie wierzę, że ktoś chciał uśmiercić bezpodstawnie pacjentkę, a jeśli tak było to sprawa powinna zakończyć się w sądzie. Z doświadczenia wiem, że pacjenci często przeistaczają informacje, być może tak było w tym przypadku. Nie neguję odczuć bohaterów, ale albo przekaz był zły, albo mąż nie zrozumiał, co w takiej sytuacji jest całkiem naturalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz