niedziela, 31 lipca 2016

"Znak" Raymond Khoury

Na Antarktydzie następuje rozpad lodowca. Zjawisko jest filmowane i emitowane na cały świat, a relacjonuje je Grace Logan. W pewnym momencie ona, ekipa telewizyjna, a wraz z nimi widzowie na całym świecie są świadkami niesamowitego zdarzenia. Na niebie pojawia się świetlisty znak. Nikt nie wiem dlaczego i co oznacza, ale na pewno stoi za tym jakaś ogromna siła. Ufo, znak od Boga czy sprytna manipulacja? Kolejne rozdziały przeprawiają nas przez setkę bohaterów, w tym Matta Sherwooda, człowieka demolkę, drobnego złodziejaszka ze stali, który pokonuje gang szalonych naukowców i ich gorylów. Matt jest nie do zdarcia, tam gdzie inni giną od ciosów, lub kul on brnie nieustraszenie do przodu, zabijając jednym ciosem. Litości... Czekałam tylko, aż w finalnej scenie zmiecie łokciem jakiegoś oprycha i prześpi się z Grace doprowadzając ją do setki orgazmów na minutę. Niestety nie doczekałam się, bo wróćmy do najważniejszego, czyli tajemnego znaku, który okazał się wielką ściemą. Cała książka to wielka ściema. Kusi okładką, zachęca fabułą. Piękna dziennikarka, uduchowiony zakonnik mieszkający w samotni, lodowce, pustynia, pościgi, wyścigi, bójki, zdrady, kłamstwa, pieniądze i śmierć. Wszystko i nic. Nie wiem jakim cudem doczytałam do końca, ale zdecydowanie odradzam. Będę się wystrzegać tego autora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz