środa, 29 czerwca 2016

"Przebudzenie" Stephen King


   Małe miasteczko Maine, a w nim mały chłopiec. Szczęśliwa rodzina, podwórko z huśtawką z opony i zabawa żołnierzykami. Czuć tę cudowną, dziecięcą atmosferę. Jest wesoło i sielankowo. Myślę, że King sprzedał nam trochę swojego dzieciństwa, w końcu akcja toczy się w jego autentycznych, rodzinnych stronach. Ale wróćmy do małego chłopca, który podczas zabawy żołnierzykami poznaje dużego... chłopca. Pastor Charles Jacobs to pełen pasji, szczęśliwy mąż i ojciec, lecz przede wszystkim uduchowiony wielebny. Ma w sobie coś z dziecka, ponieważ lubi zabawki. Tworzy różnego rodzaju makiety i urządzenia sterowane za pomocą elektryczności, jak chociażby zapadający w pamięć Jezus chodzący po wodzie.
    Nasz bohater na spotkania mające na celu szerzenie wiary wśród młodzieży przybywa chętnie, jednak nie za sprawą elektrycznych efektów, ale z racji przyciągającej osobowości pastora i niezwykłej urody jego żony. Jak to u Kinga bywa okrutne wydarzenie przerywa spokojny ciąg zdarzeń. Żona i synek Charlesa giną w wypadku. Zrozpaczony pastor wygłasza okrutne kazanie, w którym poddaje w wątpliwość Boga i wiarę. Parafianie rozumieją jego ból, ale nie mogą zaakceptować szydzenia z religii. a młody wdowiec opuszcza miasteczko. Wiara i religia to ważny element tej książki, ukazujący jak wiele jej postrzeganie może zmienić i jak łatwo można ją utracić.

   Mijają lata. Mały Jamie dorasta, ale jak to u facetów bywa, tylko pod względem fizycznym. Tak na prawdę jest małym, zagubionym chłopcem szukającym sensu życia w narkotykach, alkoholu i przygodnym seksie. King wysyła nas w małą podróż w czasie i przypomina mi się "Doktor Sen" oraz "Joyland" (im więcej Kinga czytam, tym więcej połączeń między jego książkami odkrywam) Mężczyźni ponownie się spotykają, jeden nie jest już dzieckiem, tylko ćpunem na głodzie, drugi nie jest już pastorem, tylko sztukmistrzem. Los łączy ich drogi w celu tytułowego, bolesnego przebudzenia. Tutaj powieść zwalnia, akcja toczy się troszkę za nudno jak na "najbardziej elektryzującą książkę roku" Nie mniej warto oddać się jej i dobrnąć do kontrowersyjnego, okrutnego i zaskakującego zakończenia. Cholera, nie na to czekałam, to faktycznie było mocne. Królu, jesteś stuknięty i udało ci się mnie zaskoczyć!

www.empik.com


   Jak zawsze wyraziści bohaterowie. Jacobs i jego przemiana pod wpływem wydarzeń losu jest mistrzowsko ukazana, chwilami miałam ochotę wrócić do początku książki, zacząć od nowa i jeszcze raz przejść przez tę tragedię, zrozumieć tego mężczyznę i go usprawiedliwić. Jamie Morton to zagubiony samotnik, gitarzysta żyjący z dnia na dzień, lekkoduch, który w efekcie okazuje się mądrym i fajnym facetem. Życiowo, nie?

   Może nie było strasznie, nie było elektryzująco, nie było aż tak ciekawie. Klimatyczny początek, troszkę usypiający środek i zaskakujące zakończenie.Ostatecznie nie czułam się rozczarowana, kocham Kinowe gawędziarstwo i klimat, który owa książka niewątpliwie posiada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz