sobota, 6 sierpnia 2016

"Żółte cytrynki" Kajsa Ingemarsson

Piwnica, a w niej młoda dziewczyna obmacywana przez swojego szefa, który wyraźnie dąży do sfinalizowania swych zamiarów. Zwieńczeniem sytuacji jest jednak nie seks, lecz rozbicie jednej z najdroższych butelek wina w prestiżowej restauracji, gdzie Agnes była kierownikiem sali. Dziewczyna na skutek swojego oporu i nieszczęsnej butelki traci pracę. Wraca do domu, zrozpaczona dzwoni do swojego chłopaka, który przez telefon obwieszcza, że z nią zrywa. Dziewczyna chwilowo załamuje się, ale pocieszenie odnajduje w rodzinie i przyjaciółce. Już wkrótce wszystko się odmieni. Po chwilowej, niezbyt obiecującej pracy w obskurnym barze dziewczyna trafia na swojego znajomego, który zatrudnia ją w powstającej dopiero restauracji. Dzięki sugestiom Agnes lokal ma żółte ściany, misy pełne cytryn i nazywa się "Żółte cytrynki"



Uczucia, przyjaźń, miłość, rodzina to motywy przewodnie tej historii z urokliwą restauracją w tle. A do tego trudne wybory i ich konsekwencje, koleje losu i zwyczajne życie zwyczajnej dziewczyny. Wielkim plusem tej historii jest przyjemna, bezpretensjonalna i wciągająca narracja, ale wkurzała mnie przewidywalność. I ta okropna okładka! Ni mniej książkę polecam. Świetne, odprężające czytadło z ogromną dawką optymizmu. Jeśli ktoś lubi książki lekkie i łatwe, to ta jest właśnie dokładnie w tym typie. Szału nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz